Martin Eden | J. London

Martin Eden | J. London

Martin Eden

Z potrzeby chwili sięgnęłam po najstarszą książkę z działkowej biblioteczki u znajomych. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Martin Eden wciągnął mnie bardzo i pozostawił za sobą ślad, bo jest o temacie mi bliskim, czyli próbach wskoczenia o oczko wyżej w hierarchii społecznej.

Martin Eden to młody, dwudziestoletni chłopak, prosty żeglarz, który wiele wypraw miał za sobą. Był ambitny i inteligentny. Przez totalny przypadek trafia na kolację do klasy wyższej, ponieważ obronił członka pewnej rodziny przed napaścią. 

Podczas tej kolacji chłopak przechodzi szok. Porównując się do nich, uświadamia sobie dzielącą ich przepaść wiedzy i obycia. Onieśmiela go to, ale tylko początkowo. Tam też poznaje Ruth. Córka bogaczy oszałamia go, bo nigdy do tej pory nie spotkał takich kobiet – wykształconych i nie zniszczonych pracą. Jest dla niego synonimem szczęśliwego życia w raju. Postanawia, że zrobi absolutnie wszystko, żeby ją zdobyć.

Życie jak w książkach

W ogóle całe to spotkanie jest momentem przełomowym dla Martina. Chłopak poczuł się jak postać z książek, które czytał i było to dla niego tak urzekające, że zapragnął zasypać przepaść swoich braków. Wiedział, że ma wiele do zrobienia i mało czasu. 

Zaczyna więc stalkować dziewczynę, chodzić wszędzie go ona może być oraz szaleńczo uczyć się nowych rzeczy, żeby nie odstawać od jej towarzystwa. Przekonuje się, że musi zadbać o swój schludny wygląd i czystość zewnętrzną jak i wewnętrzną. Martin czuje, że wszystko jest ze sobą połączone.

Być pisarzem

Swojemu zadaniu poświęca wszystkie siły, więc nie pracuje. Wkrótce kończą mu się oszczędności, co sprawia, że znów wsiada na statek. I tam następuje kolejny przełom. Martin Eden wymyśla, że będzie pisarzem, bo tylko tak będzie w stanie zarabiać na swoje utrzymanie bez wypływania na długie rejsy. Oraz, co może ważniejsze, pisarstwo widzi jako przepustkę do akceptacji małżeństwa przez rodziców Ruth. 

Zabiera się więc z ogromną energią za szlifowanie swojego warsztatu literackiego, czytanie oraz poznawanie świata od strony teoretycznej. Uczy się o ewolucji, biologii, filozofii, ekonomii i polityce. Oraz wysyła swoje teksty do wszelkich czasopism licząc na zarobek. To wszystko otwiera mu oczy i zasadniczo go zmienia wyłaniając prawdę o świecie, który na pierwszy rzut oka wydawał się rajem.

Pochodzenie ma znaczenie

Podobało mi się to, że Martin Eden nie wstydził się swojego pochodzenia. Wręcz przeciwnie. Po poznaniu ludzi elit zaczyna nimi gardzić, widząc jaki poziom sobą reprezentują. Kiedyś myślał, że wszyscy ludzie z “towarzystwa” są półbogami. Teraz dowiedział się, że jest zupełnie na odwrót.

Podobało mi się także to, że London wprost pisze, że trudno jest przeskoczyć w hierarchii społecznej ludziom biednym, bo po całodziennej pracy trudno jest nawet myśleć. Najlepszym tego dowodem jest epizod tytułowego bohatera, w którym musiał zarobić na życie i zatrudnił się w pralni. Ciężka fizyczna praca po kilkanaście godzin dziennie wyczerpywała go tak, że nie miał sił nawet na czytanie.

London ustami Edena długo i często rozkminia na temat różnic pomiędzy klasą pracująca a bogatą arystokracją i te porównania nie wypadają dobrze dla tych drugich. Opisuje emocje i niezniszczalną pewność swojej nieomylności nuworysza, która przechodzi w spokojną pewność siebie, wraz z coraz większym doświadczeniem, ogólną wiedzą i rozumieniem szerszego kontekstu. 

Martin Eden

Budzenie się świadomości społecznej

Ta książka opisuje proces budzenia się świadomości siebie w świecie, włączania skilla myślenia abstrakcyjnego, przepoczwarzania się człowieka pracy w człowieka obytego, znającego także teorię życia, a nie samą praktykę przetrwania. To także jest historia o tym, jak trudno wskoczyć o oczko wyżej w hierarchii społecznej, gdy brakuje pieniędzy. 

Ogólnie jest to świetna opowieść, nawet jeśli dzisiaj styl Londona lekko tchnie grafomanią. Autor długo i szczegółowo opisuje fazy cielęcego zachwytu nad Ruth i tym co sobą reprezentuje. W detalach poznajemy także silną potrzebę ulepszania siebie, żeby dołączyć do mitologizowanego w głowie wizerunku „życia elit”. W pewnym momencie zaczęłam te opisy tylko przebiegać wzrokiem, byle szybciej dowiedzieć się do jakich wniosków dojdzie głównym bohater.

Czy warto było szaleć tak?

Ostatecznie okazuje się, że zanim zacznie się działać, należy się zastanowić, czy na pewno warto wkładać taki wysiłek w osiągnięcie celu. Martin Eden nie znalazł tego, czego szukał, bo ludzie okazali się tylko ludźmi. A im lepiej poznawał tych usytuowanych, tym większą odczuwał niechęć do nich i do tego, jak zbudowany jest świat. 

Dzisiaj ta książka traci trochę ze swojej mocy, bo rzeczywistość wygląda nieco inaczej niż na początku XX wieku. Pozostawiła we mnie jednak przekonanie, że warto poszerzać swoje horyzonty, tylko nie za wszelką cenę, bo może się ona okazać za wysoka, a efekt nie wart włożonego wysiłku.


Może Cię także zainteresować: Powiem wam, co o tym myślę


Tytuł recenzji: Życie to ciągła walka
Subiektywna ocena: 8/10
Tytuł: Martin Eden
Tytuł oryginału: Martin Eden
Autor: Jack London
Tłumaczenie: Zygmunt Glinka
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Data wydania: 1988 (pierwsze wydanie: 1909)
ISBN: 8305117863
Liczba stron: 352
Nakład: 200 000