Komeda: Osobiste życie jazzu | M. Grzebałkowska

Komeda: Osobiste życie jazzu | M. Grzebałkowska

Komeda: Osobiste życie jazzu

Grzebałkowska pisze tak, że jest w stanie zainteresować dowolnym tematem. Na przykład po jej książce o Beksińskich zafascynowała mnie historia tej rodziny. Liczyłam na to samo także w przypadku książki Komeda: osobiste życie jazzu i nie zawiodłam się.

Muzykę tego rodzaju lubiłam już wcześniej. Zupełnym przypadkiem dostałam kiedyś bilet do filharmonii na Trio Jagodzińskiego. Po tym koncercie zaczęłam zupełnie inaczej patrzyć na jazz i wiedziałam, że historia Komedy może nieść ze sobą kilka interesujących informacji. Szczególnie, że to właśnie on jest twórcą kilku kultowych ścieżek dźwiękowych, np. do „Dziecka Rosemary”. Napisał też muzykę do mojej ukochanej piosenki “Nim wstanie dzień” śpiewanej przez Edmunda Fettinga (link do Spotify, sł. A. Osiecka).

Nie tylko jazz

Zakładałam także, że na kanwie życia Krzysztofa “Komedy” Trzcińskiego Grzebałkowska opowie mi także więcej o okolicznościach i ówczesnym życiu w Polsce. I słusznie zakładałam. Autorka całkiem głęboko weszła w losy jazzu za PRL, ale nie tylko. W książce oprócz muzyki przebija się także ogólnie problem istnienia kultury w socjalistycznym państwie. 

Grzebałkowska opisuje nie tylko kwestię samego tworzenia kultury, ale też sytuacji twórców i ich możliwości rozwoju, np. poza granicami Polski. W ogóle z tymi wyjazdami to trudna sytuacja była, bo każdy wyjazd oddzielnie akceptowała (lub nie) komunistyczna władza, więc bywało nerwowo.

Zresztą nie tylko z wyjazdami był problem. Także z organizacją imprez (“przecież obrazoburcze”, “nikt nie rozumie tej muzyki”), a nawet z pozyskaniem odpowiednich instrumentów. Muzycy radzili sobie jak mogli, pożyczali, dosztukowywali, naprawiali. Nowych nie szło kupić, chyba że sprowadzić zza granicy. Ale to też łatwe nie było.

Komeda: Osobiste życie jazzu

Mnóstwo anegdot

Komeda: osobiste życie jazzu ma wiele ciekawych momentów i wszelakich anegdot. Autorka pisze o ludziach kultury i sztuki, m.in. Tyrmandzie, Polańskim, Hłasce i innych. Jeszcze bardziej znielubiłam Hłaskę jako człowieka. Nawiasem mówiąc, to ja bardzo szanuję podejście Grzebałkowskiej do swoich bohaterów i jej umiejętność powstrzymania się od oceniania oraz delikatność przy opisywaniu kontrowersyjnych sytuacji. 

Owszem, Grzebałkowska traktuje swoich bohaterów niezwykle subtelnie, ale szczerze. Opowiada o losach różnych ludzi i nagle: tu ktoś kogoś zdradził, tam ktoś uderzył kobietę w twarz, a tam kobieta była chamska, pijana zachowywała się agresywnie. W ogóle sporo jest tutaj anegdot o pijaństwie. Nic zresztą dziwnego, PRL pijaństwem stał. Pił prawie każdy.

Mimo, że książka nieco straszy rozmiarami okazuje się, że jest przemyślana i mimo tego, że temat wydaje się niszowy, naprawdę dobrze się ją czyta. Fantastyczne jest to, że postać Krzysztofa “Komedy” Trzcińskiego jest kanwą dla szerszego obrazu Polski w tamtych smutnych czasach. To fascynująca historia.


Może Cię także zainteresować: Beksińscy. Portret podwójny [Cytaty]


Tytuł recenzji: PRL idealnym tłem dla jazzu
Subiektywna ocena: 8/10
Tytuł: Komeda: Osobiste życie jazzu
Autorka: Magdalena Grzebałkowska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018
ISBN: 9788324053650
Liczba stron: 448