Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji | P. Milewski

Japonia zawsze mnie fascynowała. Postrzegam ją jako kraj o kulturze zupełnie orientalnej, tajemniczej i nieco magicznej. Byłam niesamowicie ciekawa, jak się tam pracuje, a Planeta K. to właśnie książka o pięciu latach pracy w tamtejszej korporacji. W ogóle to są prawdziwe wspomnienia autora, więc można załozyć, że nie ma tu zbyt dużo kolorowania rzeczywistości.
Już pierwsze strony książki obiecują, że będzie bardzo inaczej niż w Polsce. Milewski opisuje rozmowę rekrutacyjną, w której dyrektorzy zadają pytania, które w Europie są nielegalne. Pytają m.in. o sprawy osobiste czy rodzinę i to jest tam norma. A dalej jest tylko lepiej.
Praca to rodzina
Pracodawca wprawdzie oferuje pracę aż do emerytury i jest to oficjalne zawarte w umowie, ale też wymaga. I to wymaga wiele. Jednym z takich warunków jest np. stałe noszenie służbowego mundurka. Ale pal licho mundurek, skoro firma oczekuje też właściwie całkowitego oddania i poświęcenia wartościom korporacji. Jak dla rodziny. Creepy.
To znaczy idea wielkiej rodziny jest niby zacna, ale przez to, że szefowie chcieliby regulować każdy krok i ruch pracownika, dla Europejczyka nienawykłego do takiej kontroli, to dużo za dużo. I pisze o tym Milewski. W tych kilku momentach, gdzie uświadamia sobie, w co na własne życzenie się wpakował, opisuje fizyczne objawy niepokoju, np. ciarki.
Nierealny świat
Przez te zasady, które wydają się dziwaczne, czytając o K. ma się wrażenie, że to książka o jakiejś utopii, a nie realnym świecie. W pewnym momencie myślałam, że zaraz coś pęknie i zacznie się jazda na maksa. Ktoś coś rozwali, wyciągnie broń i będzie jatka, a Planeta K. spłynie krwią, jak w dobrej powieści z akcją.
Nic nie pękło, ale cały czas czułam dysonans wgłębiając się w relacje pomiędzy firmą a pracownikami, samymi pracownikami i w ogóle w to, jak wygląda tam życie. Role społeczne są sztywnie przydzielone. Kobiety zajmują się ogarnianiem (np. sprzątaniem), a mężczyźni chodzą na spotkania. Kobiety dostają także najbardziej wymagające manualnie prace ręczne w fabryce, bo robią to najlepiej. Ale nie mają szans na awans. Maks ich możliwości to bycie sekretarką, albo asystentką.
Japończycy mają bardzo mało dni wolnych, a zwolnienia chorobowe zwyczajnie nie istnieją. Do tego pracodawca zapewnia jeszcze dodatkowe aktywności pozapracowe, żeby szczelnie wypełnić czas prywatny. Praca w tej firmie jest dożywotnia, ale trzeba wykazywać się oddaniem, pokorą, czy wręcz uniżeniem, absolutnym podporządkowaniem, siłą psychiczną i odpornością.
Inna planeta: K.
Dla europejczyka praca w takim miejscu, to jak trafić na księżyc. W K. mieli dress code nawet na wyjazdy integracyjne. Dżinsy wykluczone.
Wszystko w ogóle wydawało się być tam w pełni ustalone i niezmienne od zawsze, co było jednocześnie pewnym plusem (stabilizacja), a jednocześnie minusem. Ten minus dotyczy zmieniającego się świata, którego korporacja nie znała i się go bała, a to determinowało nienajlepsze zarządzanie. Z biegiem czasu stawało się to coraz bardziej widoczne.

Nie tak kolorowo
Punktem przełomowym książki wydaje się być odejście jednego z wieloletnich pracowników, które kończy pierwszy okres pracy Milewskiego i miesiąc miodowy w firmie. Później okazuje się, że sytuacja w korporacji rządzi się własnymi prawami, a argumentacja od szefa “bo tak” jest święta i niepodważalna.
Autor zaczyna dostrzegać źle ukrywany strach przed zmianami i to, że właściwie firma w pewien sposób wykorzystuje ludzi. Choć, w zamian za uległość, daje im gwarancję pracy do emerytury. Ale jakim kosztem? Nie tylko z europejskiego punktu widzenia zresztą. Pod koniec książki, gdy K. dopada kryzys, nawet Japończycy zaczynają odczuwać zmiany i głośno komentować sytuację.
Milewski przez te pięć lat niewątpliwie miał interesujące życie. Zupełnie inne od tego, czego doświadczyłby pracując w firmie z Europy, czy Stanów. Natomiast nie traktowałabym książki Planeta K. Jako odniesienia dla całej Japonii i wszystkich tamtejszych firm. Szczególnie, że “akcja” dzieje się ponad dziesięć lat temu. Przez ten czas zapewne co nieco się zmieniło. Nie zmienia to faktu, że Planeta K. jest ciekawą książką świetnie wytrącającą z europejskiej rzeczywistości. Dobrze czasami poczytać o tym, jak jest w innych kulturach.
Może Cię także zainteresować: Zanim wystygnie kawa | Samuraje
Tytuł recenzji: Europa to nie Japonia
Subiektywna ocena: 8/10
Tytuł: Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji
Autor: Piotr Milewski
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2020
ISBN: 9788381394284
Liczba stron: 270