Dziennik | J. Pilch

Dziennik | J. Pilch

Dziennik Jerzy Pilch

Dziennik Pilcha zaczyna się z grubej rury. Zresztą ten autor nigdy specjalnie nie przejmował się owijaniem w bawełnę, zawsze pisał o rzeczach takimi jakimi były. Pilch zaczyna Dziennik w 2009 w poczuciu, że jego życie powoli dobiega już końca i właśnie to poczucie wchodzenia w strefę cienia jest impulsem do powstania zapisków.

Na szczęście śmierć nie jest jedynym poruszanym tematem. Znajdziemy też inne przemyślenia: o życiu, zmęczeniu, odpoczynku, a także o aktualnych wtedy (2010 – 2011) sprawach. Np. odnosi się do afery z biografią Kapuścińskiego, który to temat mnie akurat obchodzi, bo czytałam te biografię, choć nie lubię cegieł. Generalnie jak dowiedziałam się, że to moje wydanie było okrojone, czułam się oszukana. Chciałabym oczywiście przeczytać całość, a teraz to już nie wiem czy po nią sięgnę jeszcze raz. Wraz z Pilchowymi przemyśleniami wrócił mi nerw na tamtą aferę i cenzurę.

Piłka nożna i inne sporty narodowe

Obecne są też liczne frustracje piłkarskie, jako że Pilch był wielkim fanem tego sportu, a jak wiadomo, w Polsce nigdy nie było piłki na dobrym poziomie. Sporo jest też o literackich inspiracjach (Schulz). Ale co ciekawe okolice 10 kwietnia 2010 roku, czyli katastrofy smoleńskiej pomija w pewien sposób, jednocześnie o nich pisząc. Wiele wpisów jest poświęconych jednej z ofiar katastrofy, ks. Ewangelickiemu Adamowi Pilchowi, który był bliskim znajomym pisarza.

Część z wydarzeń opisanych w Dzienniku w ogóle mnie nie interesuje, ale uwielbiam czytać Pilcha, bo samo czytanie jest świetną rozrywką. Mniejsza o to, co pisze. A pisze momentami niezwykle dowcipnie, np. przy okazji szalenie irytujących miesięcznic smoleńskich (wpis o frustratach z 26 maja), które blokowały (i nadal blokują) policją całe ulice. Pisze o nich właśnie w ramach frustracji oraz że Bóg wybacza tym, którzy piszą o tym pod wpływem frustracji, nawet jeśli jest to grafomania albo nudy… Aha. (-: 

Dziennik Jerzy Pilch

PRL, krzyż i wspomnienia

Albo pisze o Osieckiej, że szmuglowała w PRL teksty do Londynu. Nie było tego w jej autobiografiach, albo tego nie wyłapałam. Uwielbiam też jak Pilch dogryza i ironizuje (np. 5 czerwca) albo pokazuje jak odnosić się do rzeczy wcale bezpośrednio się do nich nie odnosząc, pomiędzy słowami echa ówczesnych spraw (“gdzie jest krzyż?”).

Generalnie jednak to niepokojące są te wpisy. Według Wiki to 2012 roku Pilch ogłasza publicznie swoją chorobę, czyli w roku wydania Dziennika pisanego i od dwóch lat publikowanego w częściach w “Przekroju”. Nie wiem, które były opublikowane, a które nie, książka tego nie wskazuje, ale Dziennik choroby nie ukrywa. Czyha ona pomiędzy notkami o piłce nożnej i literaturze, później już wprost w opisach wizyt u lekarza. 

Niezwykle intymne są to wpisy, jakby autor pozwalał czytelnikowi zaglądać w odbicie jego lustra. Po jednej stronie było zwykłe życie i przegrane mecze ulubionego zespołu piłkarskiego. Po drugiej mroczna ręka choroby wyszarpująca zdrowie i życie pisarza. Dziennik to jego sposób godzenia się z nieuniknionym. Ponure, ironiczne, przygnębiające i świetne dzieło.

PS

Jakby ktoś pytał, ulubiona fraza Pilcha “w sensie ścisłym”, występuje w Dzienniku dwadzieścia siedem razy.


Może Cię także zainteresować: Spis cudzołożnic | Tezy o głupocie, piciu i umieraniu | Wiele demonów


Tytuł recenzji: Dziennik przechodzenia w strefę cienia
Subiektywna ocena: 8/10
Tytuł: Dziennik
Autor: Jerzy Pilch
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2012
ISBN: 9788363387051 (twarda okładka)
Liczba stron: 464