Zakochany złodziej | S. Wiechecki „Wiech”

Zakochany złodziej | S. Wiechecki „Wiech”

Zakochany złodziej

Jak mówi indeks nazw umieszczony na końcu tego tomiku, “Zakochany złodziej” to była popularna przed wojną piosenka śpiewana przez Adama Astona (muz. H. Wars, tekst: Emanuel Schlechter i Ludwik Starski). Ten tytuł ma też jeden z umieszczonych w książce tekstów, w których pewien młody złodziejaszek ukradł swojej ukochanej duży kwiatek, w równie dużej doniczce. Tenże właśnie kwiatek “wsadził” owego romantyka do więzienia i tak się skończyło romantykowanie.

Wszystkie teksty napisane przez Wiecha mają niepowtarzalny urok, chociaż wszystkie mają zatarg z prawem w tle. A to ktoś kogoś okradł i próbuje bałamucić sąd dla złagodzenia kary, albo ktoś opowiada o znajomym, co psa wypożyczał do reprodukcji, i ktoś mu go porwał. 

Ludzkie sprawy

To ludzkie codzienne sprawy, małżeńskie kłótnie i awantury o przepijanie rodzinnych dóbr. Wiech pisze o ludziach zwykłych, kelnerach, rzemieślnikach, paniach domu, przekupkach, młodzieży spod bloku. Opisuje ich przepychanki i większe bijatyki, drobne kradzieże, zniszczenia mienia, zakłócanie spokoju, oszustwa i inne drobne przestępstwa. Zwykle kończyły się one na sali sądowej, gdzie “wysoka eksmisja” wlepiała kilkadzieścia złotych kary, albo kilka dni aresztu.

Teksty te są zainspirowane prawdziwymi rozprawami sądowymi, wszak to życie pisze najlepsze historie. Wiechecki miał dobrą okazję do podłapywania tych czasami nieprawdopodobnych scenek, ponieważ przez II Wojną odbywał staż w dwóch gazetach warszawskich, właśnie jako sprawozdawca sądowy (Wiki). Dzięki temu powstały króciutkie opowiadanka, które przed wojną zostały wydane w kilku tomach (Syrena w sztywniaku, Ja Panu pokażę!, Piecyk i spółka, czy Wysoka eksmisjo). 

Krótkie anegdotki

Ze względu na specyficzną formę, lektura tomu Zakochany złodziej nie była specjalnie łatwa. Zastanawiałam się jak to czytać, żeby dotrwać do końca, ale się zanadto nie zmęczyć. Bo chociaż świetne są te tekściki, to trudno przeczytać na raz więcej niż kilka. Każdy jest z innej mańki, trudno się wczuć, poznać bohaterów, wciągnąć, tylko rach-ciach i koniec. Tu by się przydało codziennie, po kilka anegdot, regularnie, posmakować i podoceniać cuda gwary warszawskiej. Niestety nie jestem w to dobra. Albo czytam książkę na raz, albo męczę ją miesiącami, jak nie latami. 

Na szczęście Wiech pisze tak, że z chęcią wracałam do kolejnych historyjek. Gdyby kroniki policyjne ze współczesnych gazet tak wyglądały… ale dzisiejsze mogą się schować (nie żebym czytała je jakoś często, hehe). Nigdy zresztą nie byłam fanką takich rubryk i nic dziwnego – nie były pisane przez Wiecheckiego. Autor potrafił każdą sytuację obrócić w zabawną anegdotę, nawet jeśli pomiędzy wierszami pokazują dość żałosny stan przedwojennego społeczeństwa.

Przez chwilę kusiło mnie, żeby sprawdzić statystyki przestępczości z dwudziestolecia, ale uznałam, że nie chcę. Wolę te krótkie historyjki traktować jako zabawne anegdotki. Nie potrzebuję upoważniać ich na siłę i ustawiać w kontekście prawdziwego świata. Szczególnie, że choć inspirowane prawdziwymi sytuacjami, to na pewno są podkoloryzowane. Wszak nie o zgodność faktograficzną tu chodzi, a o trochę rozrywki i odrobinę refleksji nad problemami ludzi.


Może Cię także zainteresować: Przez lufcik | Praga w starej fotografii


Tytuł recenzji: Samo życie
Subiektywna ocena: 9/10
Tytuł: Zakochany złodziej
Autor: Stefan Wiechecki „Wiech”
Wydawnictwo: Vis-á-Vis/Etiuda
Cykl: Wiech – opowiadania przedwojenne (tom 2)
Data wydania: 2005 (pierwsze wydania ok 1938)
ISBN: 8389640244
Liczba stron: 248