Zaklinacz koni | N. Evans

Zaklinacz koni | N. Evans

Zaklinacz koni

Po książkę Zaklinacz koni sięgnęłam pod wpływem potrzeby ponownego zanurzenia się w tej otulającej historii. Bezpośrednim impulsem była (niestety) śmierć autora. Być może kiedyś sięgnę także po inne jego historie, bo Nicolas Evans miał styl, który do mnie przemawia.

Zaklinacz koni to historia o relacjach rodzinnych, o chorobie i uzdrowieniu. Pewnego pięknego zimowego ranka córka wpływowej redaktor naczelnej znanej gazety ma wypadek na koniu. W jego wyniku dziewczynka traci nogę, a koń jest cały poharatany. Wszyscy mają traumę, ale czytelnik odnosi wrażenie, że najbardziej dotyka ona matkę. Córka także jest w kiepskim stanie psychicznym, szczególnie, że jej relacje z rodzicielką były ostatnio bardzo napięte.

Matka i córka

Kobieta desperacko próbuje uzdrowić sytuację przeczuwając, że to ostatni moment na naprawienie relacji z dzieckiem. Zmusza córkę do zajęcia się zwierzęciem i decyduje się na wyjazd do pewnego specjalisty od koni, który mieszka w innym stanie. Podróż ta jest pełna silnych emocji, które kumulują się dodatkowo przez zły stan czworonoga.

Jedynym wybawieniem dla tej rodziny wydaje się być kowboj z Montany, który jeszcze nie wie, że uparta redaktorka lubi stawiać na swoim. Oderwanie się od dotychczasowych schematów domowych wyzwala w bohaterach siłę i przewartościowuje ich życie. Nagle okazuje się, że wszystko jest jeszcze możliwe.

Proste jest piękne

Zaklinacz koni to historia dość prosta, bez żadnych fajerwerków, ale dzięki temu urocza. Dramat rodzinny, który się tam rozgrywa wydaje się być patowy. Dopiero świeże spojrzenie mądrego człowieka wpływa na poluzowanie zapieczonych negatywnych emocji. 

Wszystkie postacie tej opowieści są świetnie rozrysowane. Evans umiał w charaktery. Córka jest zbuntowana, matka pełna wyrzutów sumienia i ambicji, ojciec trochę wycofany. Czytelnik rozumie dokładnie, co dzieje się w ich głowach. Ale to fascynujący portret Toma Bookera, sprawia, że ta książka osiada w pamięci.

Tytułowy zaklinacz koni to mądry samotny mężczyzna, pogodzony ze sobą i ze swoim losem. Typ samotnika, ale inteligentnego i umiejącego nawiązywać relacje społeczne. Takie postacie zarówno w realnym życiu jak i w książkach są bardzo rzadkie. Zwykle bohaterowie zmagają się ze sobą i losem, a Tom Booker wydaje się być w idealnym dla siebie miejscu i czasie. Nic dziwnego, że Robert Redford, żeby zagrać tę rolę, zapłacił za prawo do ekranizacji 3 miliony dolarów, co wedle źródeł, w latach ‘90 było sumą rekordową. Nawiasem mówiąc film ma zupełnie inne zakończenie niż książka.

Zaklinacz koni

Nic co ludzkie…

W odbiorze tej historii nie przeszkadza nawet to, że historia Evansa się nieco zestarzała. W czasach szybkiego dostępnego wszędzie internetu, może dziwić fax i dodatkowa linia na internet. Ale nie przeszkadza to w historii o ludzkich emocjach, które potrafią być niezwykle silne i pogmatwane.

Chcemy dobrze, ale jesteśmy tylko ludźmi. Nie zawsze się wszystko udaje, i nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć ostateczny efekt swoich decyzji. Czasami coś jest silniejsze od naszej woli i pomimo szczerych chęci, totalnie się gubimy, żeby później się jakoś odnaleźć. Zaklinacz koni to książka, do której lubię czasami wracać, żeby sobie o tym przypomnieć.


Może Cię także zainteresować: Okruchy dnia | Ta druga | Książę przypływów


Tytuł recenzji: Zgubić się, żeby się odnaleźć
Subiektywna ocena: 8/10
Tytuł: Zaklinacz koni
Tytuł oryginału: The Horse Whisperer
Autor: Nicholas Evans
Tłumaczenie: Paweł Witkowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria: Kameleon
Data pierwszego wydania: 1990
Data wydania: 1996
ISBN: 8371501285
Liczba stron: 352