W oparach absurdu | J. Tuwim, A. Słonimski

Nie zdziwiłabym się, gdyby W oparach absurdu powstawały w oparach, ale nie absurdu, a substancji absurdującej tok myślenia autorów. Słonimski i Tuwim przenieśli absurd na wyższy poziom, gdzie nonsens jest absolutnie czysty.
To jest jedna z może paru książek, które czytałam, która absolutnie ma drugiego dna, ani ambicji moralizatorskich, czy jakichkolwiek innych, poza zabawą słowem, łączeniem dziwnych i niepasujących skojarzeń i wydarzeń.
Było to dla mnie zarazem odświeżające, ale i męczące. Jedno, że niektóre krótkie formy są częściowo niezrozumiale, bo komentują ówczesne wydarzenia. Drugie, że po pewnym czasie humor staje się jednostajny. Natężenie nonsensem staje się tak duże, że działa jak szczepionka i przez pewien czas uodparnia na surrealizm. Co ma jednak pewne znaczenie praktyczne, jako że żyjemy w czasach pełnych sprzeczności…
Choć W oparach absurdu wytłumaczyło mi pure nonsens na idealnym przykładzie, to w formie książki to trochę za dużo. Pierwotnie te teksty były drukowane jako dodatki do gazet, więc stężenie surrealizmu przyjętego na raz nie było aż tak duże. Cała książka to jednak trochę za wiele. Ale są plusy, w końcu rozumiem, że nie muszę tego rozumieć.
Niuanse i smaczki
A jeśli czytało się te ogłoszenia, wiersze, notatki służbowe, reklamy, informacje miejskie i inne tekściki wystarczająco uważnie, to można było wyłapać fantastyczne smaczki, jak Kilowat, czyli nazwisko nauczyciela fizyki.
Albo jak mini poradnik pt. “Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania”, w którym autorzy sugerują np. żeby na pytanie “skąd biorą się dzieci” odpowiadać, że z nadmagnezjanu potasu, z nadzieją, że dzieciak nie zapamięta odpowiedzi. Śmiałam się na głos.

Rozpoznaj nonsens
Doszłam do wniosku, że żeby pure nonsens śmieszył trzeba przynajmniej podstawowo wiedzieć jak wygląda życie, umieć rozpoznawać i oceniać, czy coś potencjalnie może być prawdą, czy nie. Bez tego pure nonsens raczej denerwuje, bo mózg próbuje zrozumieć za wszelką cenę coś, czego rozumieć nie wolno.
W oparach absurdu można porównać do dzisiejszych fake newsów, trollingów, past i wszelkich innych informacji stylizowanych na „poważny” język. Tylko Słonimski i Tuwim jadą w swoim szaleństwie o wiele dalej. Stworzyli ciekawostkę, w której pokazują, jak szeroko i na wiele sposobów można używać języka. Praktyczna szkoła absurdu. A oni to drukowali w gazetach!
Może Cię także zainteresować: Zapiski Józika Buzuka | Bambini di Praga | Wczoraj
Tytuł recenzji: Mocne te opary były
Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: W oparach absurdu
Autorzy: Antoni Słonimski, Julian Tuwim
Wydawnictwo: Agencja Omnipress
Data wydania: 1991
ISBN: 8385028528
Liczba stron: 154