Moje życie | I. Duncan

Moje życie nie wydaje się zbyt oryginalnym tytułem. Życie Isadory Duncan jest jednak zupełną odwrotnością – ta kobieta była niezwykle oryginalna jak na swoje czasy… Zmieniła oblicze tańca. Miała też na tyle odwagi, żeby na przełomie XIX i XX wieku robić to, co chce. Bez męża, bez zobowiązań, żyć na całego.
Nazywali ją bosonogą tancerką, ale ona nienawidziła tego określenia. Ponieważ dla niej taniec to nie był tylko ruch, to była cała filozofia życia! Za jej bosymi stopami oraz prześwitującymi sukienkami w stylu antycznym, stała idea. Duncan silne dążyła do powrotu do źródeł, czyli starożytnych sztuk greckich.
Isadora wszystko interpretowała i przekładała na ruch. Głównie były to naturalne ruchy fal, gałęzi drzew, czy chmur, ale także statyczne przedmioty jak rzeźby, czy obrazy. Inspirowała się Schopenhauerem, a taniec nazywała “największą poważną sztuką, która na nowo spowoduje rozbudzenie wszystkich innych”. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Genialna utracjuszka
Wszystkie pieniądze, które zarobiła, a często to nie były małe sumy, potrafiła wydać na spełnienie swoich wizji. Kilkakrotnie podchodziła do założenia szkoły, w której uczyłaby dzieci jej formy tańca. Gdy w końcu jej się to udało (przy pomocy pewnego milionera), to wysiłki przerwała I Wojna Światowa oraz jej osobista tragedia – straciła swoje dzieci w wypadku. Po tym już nie udało się jej pozbierać psychicznie.
Zmarła śmiercią tragiczną, choć na pewno oryginalną. W posłowiu tłumacz wyjaśnia, że podczas przejażdżki samochodowej jej zbyt długi szal wkręcił się w koła i skręcił jej kark… Nawiasem mówiąc, tłumacz naprawdę mógł się bardziej postarać, żeby ukryć swoją niechęć wobec Duncan. Uważam, że komentarze oceniające jej zachowanie, są nie na miejscu.
Szalona tancerka
Książka Moje życie napisana jest w bardzo egzaltowany sposób. Niektórzy zapewne uznają, że to utrudnia czytanie tych wspomnień, bo Duncan przesadnie zachwyca się chyba wszystkim. Ja jednak uważam, że jest to dodatkowy smaczek. Dzięki takiemu “prawdziwemu” przekazowi poznajemy prawdziwą Isadorę, czy może raczej kreację, którą postanowiła po sobie zostawić.
Jaka kobieta była w stanie w tamtych czasach stawiać na swoim? To ona wymyśliła i upowszechniła kostium kąpielowy odsłaniający nogi. Ona jako pierwsza tańczyła boso, ona również zapoczątkowała trend w skracaniu spódnic tancerek klasycznych, nawet pomimo tego, że jasno określała się jako wróg baletu jako sztuki fałszywej, bo niezgodnej z naturą.
W tamtych czasach…
Duncan była niewątpliwie silną kobietą i niezwykłą tancerką. Jeśli teraz patrzy się na nieliczne tańce, które zostały uwiecznione na taśmie (zerknij na Youtube), to właściwie można uznać, że nie jest to nic odkrywczego. Trzeba jednak pamiętać, że koniec XIX wieku to nadal były siermiężne, konserwatywne czasy, w których m.in. uprzedmiotowienie kobiet wciąż miało się dobrze, a sztuka była mocno cenzurowana pod kątem moralnym.
W ogóle mnóstwo jest w tej książce smaczków z ówczesnego świata. Duncan pisze wiele o swoich podróżach i różnych przeciwnościach, które napotykała. Na przykład w Stanach Zjednoczonych podróże kochanków były zakazane prawnie (tylko małżeństwa mogły spać w jednym pokoju). Albo pisze, że dzieci przywiezione z greckich wiosek do Paryża właściwie były półdzikie. Dużo też pisze na temat kobiet, bezlitośnie komentuje ówczesne prawa i stosunki społeczne. Jest wielką orędowniczką wyzwolenia spod patriarchatu.

Ale bywała też okrutna i próżna. Zachowywała się paskudnie wobec brzydkiego akompaniatora. Gdy ewidentnie miała coś za uszami, to spłycała temat i całą opowieść skracała do kilku zdań. Takie momenty w jej życiu także są i tancerka niezbyt dobrze sobie radzi z ich zacieraniem. Ciekawe jak wiele ich pomija…
Zbyt wrażliwa
Na końcu książki, jak wspomniałam, jest jeszcze posłowie tłumacza, które króciutko opisuje losy Isadory po wydaniu tych wspomnień. Okazuje się, ze miał to być dopiero pierwszy tom. Pisanie drugiego jednak przerwała tragiczna śmierć tancerki.
W wielu momentach książki odnosiłam wrażenie, że egzaltacja Duncan jest na pokaz. Tancerka w różnych miejscach pisze, w zawoalowany, ale jednak wyraźny sposób, że życie często ją przytłaczało. Wcale nie była szczęśliwa ze swoją sztuką. Dzisiaj prawdopodobnie zdiagnozowano by jej depresję albo coś innego, ale wtedy nikt nie przejmował się za bardzo „humorami” (w szczególności kobiet). Wydaje mi się, że emocje poukrywane pomiędzy słowami mogą być kluczem do zrozumienia tej skomplikowanej i niewiarygodnej kobiety.
Może Cię także zainteresować: Wytańczyć marzenia | Dziesięć tańczących kobiet
Tytuł recenzji: Tańcz, jakby nikt nie patrzył
Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: Moje życie
Tytuł oryginału: My life
Autor: Isadora Duncan
Tłumaczenie: Karol Bunsch
Wydawnictwo: Polskie Wydawnictwo Muzyczne
Cykl: Pamiętniki muzyczne
Data wydania: 1986 (pierwsze wydanie: 1927)
ISBN: 8322402570
Liczba stron: 398