50 twarzy Tindera | J. Jędrusik

50 twarzy Tindera | J. Jędrusik

50 twarzy tindera

Ktoś zrobił książce 50 twarzy Tindera krzywdę i dał jej clickbaitowy tytuł, który nawiązuje do rozrywki na poziomie Greya. A ja po Lipińskiej na razie mam serdecznie dość piśmiennictwa w tym stylu. Gdyby nie rekomendacja, nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła. A byłaby to spora strata, ponieważ autorka pisze rzeczy mądre.

Jędrusik zaczyna niepozornie i dość lekko. Wyjaśnia, czym w ogóle jest Tinder. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to taka aplikacja do poznawania ludzi przez internet. Wykorzystywana jest najczęściej do randkowania i znajdowania chętnych na przygodny sex. Wyjaśnia także co sprawiło, że autorka w ogóle trafiła do tego specyficznego miejsca. W skrócie i wielkim uproszczeniu powodami zainstalowania Tindera był rozwód i depresja. Jędrusik stwierdziła, że nawet Tinder już jej nie zaszkodzi i tak to się zaczęło.

Roleplay

Autorka na początku książki porównuje tworzenie profilu i korzystanie z aplikacji do gier fabularnych. Tworzymy w nich swoją postać i jej roleplay, czyli bohatera, którym chcielibyśmy grać. Powinien się zachowywać w jakiś konkretny sposób. I to jest bardzo trafne porównanie. Generalnie na wszelkiego rodzaju portalach społecznościowych intencjonalnie kreujemy swój wizerunek, tak, żeby być postrzeganym w jakiś konkretny sposób. Na Tinderze jest tak samo. Przy czym autorka sugeruje jeszcze, że bardzo często, ludzie używają aplikacji do pokonania własnych kompleksów i odzyskania poczucia własnej wartości. Więc te opisy to raczej wannabe niż stan rzeczywisty. To stwierdzenie zapaliło mi czerwoną lampkę, że może jednak nie będzie to tak lekka lektura, jak wydawało mi się na początku. 

Wraz z kolejnymi etapami opisywania fenomenu Tindera oraz (nie oszukujmy się, dość prostych) schematów działania aktywnej tam społeczności, zaczyna się robić coraz bardziej osobiście. Jędrusik zaczyna pisać ni to dziennik, ni to przewodnik, czerpie garściami ze swoich doświadczeń oraz opowiada przeróżne historie. Sposób w jaki to robi, jest moim zdaniem fenomenalny.. Chociaż wiem, że wielu ludziom zapewne by się nie spodobał, bo jest dość wulgarny. Ale mi nie chodzi o tę wulgarność, a o szczerość, o naturalność tego, co dziewczyna pisze.

Bardzo mi się podoba, że nikogo w tej książce nie udaje (mam nadzieję) oraz nie przeprasza za to jaka jest; że pisze i co pisze. Albo ją akceptujesz w całości, albo pocałuj się w dupę. Bardzo mi odpowiada takie postawienie sprawy. Mam tylko nadzieję, że Jędrusik faktycznie taka jest i nie wykreowała siebie, jak swojego profilu na Tinderze. Bardzo bym się czuła zawiedziona, gdyby postać książkowa została zwyczajnie stworzona pod formułę. 

Cebula ma warstwy

Jędrusik w swojej książce 50 twarzy Tindera jest kontrowersyjna oraz niewymuszenie zabawna. Umie dostosować styl do treści. Korzysta z tego chętnie i często, przez co z tematu na temat mamy także zmiany emocji. I zasadniczo powiedziałabym, że przez to książka jest nierówna, ale tu tego w ogóle nie czuję. Przejścia są naturalne i niezauważalne, jak w życiu. Mój znajomy powiedział, że to “jakby się gadało z dobrą kumpelą”. 

A w ogóle to sam wątek Tindera, to tylko jedna z wielu warstw tej książki. Z mojej perspektywy wcale nie najważniejsza, bo właściwie co mnie to obchodzi z kim autorka sypia i jak postanowiła żyć. Mogę jedynie propsować, że tak umie. Ja bym tak ani nie umiała, ani nie chciała, bo jednak bym na przykład się bała jakiejś choroby, albo tego, że mnie ktoś skrzywdzi, poza tym zwyczajnie jestem ekstremalnie wybredna, no i ostatnie choć najważniejsze, nie mam takiej potrzeby, bo mam fajnego faceta. Ale jeśli jej takie życie odpowiada, to kim ja jestem żeby ją oceniać? Mnie interesuje to, jakie wnioski z tych doświadczeń wyciągnęła, bo mam sporo podobnych spostrzeżeń, choć zdobytych w inny sposób.

Nie tylko heheszki

Mniej więcej w połowie książki zaczyna się robić coraz bardziej poważnie, a momentami nawet smutno i depresyjnie. Jędrusik pisze (a ja się tu zgadzam), że wszystko zahacza o politykę; wszystko jest produktem, lub może produktem się stać. My także jesteśmy produktami, a Tinder to taki supermarket, gdzie można poprzebierać na półkach, jak na wyprzedaży. Nikogo nie za bardzo interesuje to, jak produkty z wyprzedaży są wystawione dla klienta, przecież są za pół ceny. Ktoś to i tak na pewno kupi, ale szanować jakoś specjalnie nie będzie. Niestety nie ma też szacunku na Tinderze.

I w ogóle jeszcze ważne rzeczy pisze o kapitale kulturowym i społecznym. Pisze, że dążymy do pewnego poziomu życia. Ta druga osoba, z którą się chcemy związać powinna mieć przynajmniej nasz poziom. A najlepiej level wyżej. I z tonu, jakim Jędrusik to pisała wywnioskowałam, że to jakoś złe jest. Ale akurat z tym to się nie do końca zgodzę. Podobny kapitał kulturowy oraz szczebelek na drabinie społecznej to większa pewność, że związek przetrwa dłuższy czas. Szukanie partnera podobnego na pewnych poziomach jest zwyczajnie rozsądne. 

Samotność, związki, depresja

Na tym etapie książki Tinder jest tylko pretekstem do poważnych rozważań o samotności, związkach, miłości, seksie, konwenansach społecznych, poglądach, depresji, ludziach, relacjach… Autorka w swoich rozważaniach podąża w kierunkach zaskakujących i trudnych, choć wybór tematyki jest subiektywny, wszak książka jest niezwykle osobista. Zabrakło mi tu jednak wątku o ludziach, którzy wiecznie szukają stałego związku. I ciągle znaleźć nie mogą, bo próbują trafić na ideał. Za każdym razem im się wydaje, że mogą znaleźć kogoś jeszcze lepszego. Przez to wpadają w spiralę poszukiwań, tak jak można wpaść w spiralę zadłużenia. To również jest spory problem na Tinderze, trudno powiedzieć “basta, ten mi wystarczy”. 

Przeszkadzało mi też trochę to, że choć Jędrusik sama mówi o tolerancji i akceptacji i w ogóle big love i zrozumienie, to reaguje często agresywnie na facetów, którzy mają jakieś idiotyczne poglądy np. są rasistami, albo zwykłymi bucami i obraża ich (czuje się od nich lepsza?). Rozumiem, że każdy ma swojego konika i można mieć swoje emocje i je wyrażać. Natomiast brak mi tu spójności podejścia. 

Wiwisekcja

A w ogóle ta książka jest na tyle osobista, że chciałabym z autorką porozmawiać za parę lat o tym, co napisała. Tak za pięć, albo lepiej dziesięć. Zapytałabym Jędrusik, czy ta publikacja zmieniła coś w jej życiu. Albo czy nie żałuje takiej publicznej wiwisekcji, bo 50 twarzy Tindera to raczej literatura z gatunku głębokiego uzewnętrznienia. Chociaż pewnie ze względu na tytuł przeczyta ją o wiele mniej osób, niż by mogło. Właściwie to chciałabym ją zapytać o to już teraz. Choć z drugiej strony dość szybki research w sieci pokazał, że autorka raczej promuje swój styl życia i czyni go swoim głównym znakiem rozpoznawalnym. Na razie zapewne więc jej to pasuje i miejmy nadzieję, że tak zostanie.


Może Cię także zainteresować: Prostytutki | Pupilla


Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: 50 twarzy Tindera
Autor: Joanna Jędrusik
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Data wydania: 2019
ISBN: 9788366232167
Liczba stron: 288

szynka