Żaglem po Ameryce | K. Baranowski

Żaglem po Ameryce | K. Baranowski

Żaglem po Ameryce

Żaglem po Ameryce to zbiór krótkich felietonów z wyprawy żeglarskiej Baranowskiego, na którą postanowił zabrać rodzinę – żonę oraz dwójkę dość małych dzieci. Wyprawa ta była odważnym wyczynem nie tylko ze względu na nietypową i niedoświadczoną w rejsach oceanicznych załogę (czego należy się spodziewać po 5 latce i 12 latku, nawet jeśli są dziećmi takiego ojca), ale również ze względu na okoliczności, w jakich się odbywała. To był rok 1976, a więc w Polsce panowała komuna. 

W tamtych czasach każdy powiew zagranicy musiał być niezwykle cenny, nie mówiąc już o opisach wyprawy przez Amerykę, która była wtedy sennym marzeniem większości Polaków i to jeszcze napisane przez bohatera narodowego, który opłynął samotnie świat dookoła. Nawet krótkie teksty opisujące, jak tam jest, zapewne się dobrze czytały. Chociaż akurat jeśli chodzi o te Baranowskiego, to nie jestem pewna, czy się podobały, ponieważ kapitan opisuje ten wielki kraj bez większego zachwytu. O Amerykanach pisze, że są próżni i gościnni na pokaz, że rzeki, którymi płynęli są przejęte przez przemysł. Najczęściej na swojej drodze spotykali potężne pchacze z wielkimi barkami spływające różne półprodukty. Powodowały one niepokój zarówno przy mijaniu ich w ciągu dnia, jak i w nocy, kiedy oświetlały żaglowiec silnymi światłami. Przez cały czas trwania rejsu na żadnej z rzek nie spotkali żadnego innego jachtu.

Oprócz ciekawostek związanych z Ameryką, mijanych miejscach, historii i ludziach, Baranowski opisuje także relacje pomiędzy członkami swojej załogi – rodziny. Dzieci oprócz pewnych obowiązków na statku musiały również przerabiać materiał ze szkoły. Baranowski czasami obrazuje, jak to wyglądało. Wspomina, że dzieci, jak to dzieci zamknięte na tak małej przestrzeni, często się kłóciły. Opisuje także lęk związany ze sztormem, jaki przeżyli podczas powrotu przez ocean, i że on też się bał.

Trochę bezbarwna

Jest to książeczka bardzo cienka oraz niezbyt porywająca. Nie ma w jego opowieściach tej iskry, którą widziałam w dwóch pozostałych jego książkach, jakie już przeczytałam. Prawdopodobnie dlatego, że jednak był to rejs rodzinny a on, jako kapitan, czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Nie miał serca do porywających opisów. Niestety odniosłam wrażenie, że nie miał też serca ogólnie do pisania. Czytając te teksty czułam ogromny niedosyt, ledwo co się rozpoczynały, od razu się kończyły. Jedna, dwie, maksymalnie trzy kartki i koniec, a dla mnie to zdecydowanie zbyt krótko, bo nawet jeśli miał ograniczone miejsce w gazecie (wydaje mi się, że te felietony były gdzieś w Polsce publikowane na bieżąco), to przecież mógł po powrocie je wydłużyć, przeredagować, dopisać coś więcej. Choć oczywiście mogę się mylić.

Żaglem po Ameryce

Ale muszę też przyznać, że przynajmniej jeden z tych felietonów jest świetny. Ten pt. Ja John Rebidas jest moim ulubionym. Na trzech stronach opisuje historię życia pewnego górala spod Zakopanego, który przyjechał do Stanów Zjednoczonych w trakcie II Wojny Światowej i już tu został. Baranowski prostymi słowami opisuje sylwetkę górala, jego motywacje i rodzinę tak, że czujemy emocje tego człowieka. Choćby dla tego jednego portretu warto do tej książeczki zajrzeć, bo to jednak jakby nie było, portret tamtych czasów. 


Zobacz także teksty o innych książkach Baranowskiego: Uczucia oceaniczne | Wyścig do Newport | Droga na Horn | Kapitan kuk


Subiektywna ocena: 6/10
Tytuł: Żaglem po Ameryce
Autor: Krzysztof Baranowski
Wydawnictwo: Wydawnictwa Radia i Telewizji
Data wydania: 1978
ISBN: –
Liczba stron: 131