Kapitan kuk | K. Baranowski

Kapitan kuk | K. Baranowski

Kapitak-kuk-Baranowski

Przypadki rządzą światem… Baranowski przypadkiem dostał się na ten rejs. Ja z kolei przypadkiem trafiłam na książki Baranowskiego. Najpierw przeczytałam Drogę na Horn (tu recenzja), po której lekturze zafascynowała mnie postać autora. Drugą jest właśnie Kapitan kuk, w której opisuje przygody statku “Śmiały” w podróży dookoła Ameryki Południowej.

Najpierw zainteresował mnie fakt, że Baranowski już wtedy w stopniu kapitana na czas tej wyprawy przyjął stanowisko kuka, czyli kucharza okrętowego. A kuk, to chyba najbardziej niewdzięczna pozycja na statku, oraz najniższa w hierarchii. Szczególnie musiało to być mu przykre, bo jak sam przyznaje ani gotować nie lubi, ani nie umie, a na pewno nie umiał przed tym rejsem.

Natomiast trzeba przyznać, że przygotował się do tej roli. Poszedł na kurs gotowania, wypytywał o przepisy oraz uczył się o prawidłowym odżywianiu. Nie poszło to najwyraźniej na marne, bo kilka razy w książce cytuje kolegów, którzy chwalą jego umiejętności. Nawet sam w pewnym momencie przyznaje, że pomimo tego, że nie lubi gotować, doszedł w tym do dużej wprawy i czuć w jego słowach autentyczne samozadowolenie. A ja z kolei bardzo szanuję postawę, bo sama też nie lubię gotować, więc w rozumiem poświęcenie przygotowywania minimum trzech posiłków dziennie przez piętnaście miesięcy, niezależnie od tego czy jest spokój, czy buja na morzu i wrzątek leci na ręce…

To nie dziennik 

W przeciwieństwie do Drogi na Horn, która jest w miarę regularnie prowadzonym dziennikiem, o spójnej osi czasowej, Kapitan kuk, to zbiór krótkich tekstów, ułożonych chronologicznie, ale niezależnych. Baranowski opisuje w nich przygody całej załogi podczas tego długiego rejsu. Na samym początku poznajemy historię o wpłynięciu na mieliznę, później o większych przygodach podczas żeglugi, np. o pierwszy raz widzianych przez nich latających rybach; o zerwanych linach, regularnie rwanych żaglach, o cumowaniu w skałach Świętego Pawła; różnych konfliktach pomiędzy członkami załogi o silnych charakterach;  o tym, jak wyglądały pomiary do badań które prowadzili… Zaskakująco mało pisze o samym gotowaniu, ale wtedy, kiedy to robi, to czuć, że to było dla niego duże poświęcenie i kiedy mógł rwał się na pokład. Ale wytrwał. 

Ciekawie brzmią opisy obrzędów makumby, w których żeglarz uczestniczył. Są oryginalne i orientalne i podejrzewam, że w tamtych czasach musiały być faktycznie czymś niezwykłym, przecież to były lata 60. Wtedy nawet telewizja raczkowała, nie mówiąc już o sytuacji w Polsce (głęboki PRL).

Kapitan kuk

Żeglarz wspomina też o podbojach sercowych kolegów. Należy jednak przypuszczać, że sam także nie był święty. Wspomina to dyskretnie i trzeba uważnie chwytać te aluzje pomiędzy słowami, ale są wyraźne. Zresztą potwierdza je później w wywiadzie rzeka z Beatą Biały.

Nawet jeśli te krótkie teksty z pokładu jachtu nie tworzą jakiejś bardzo spójnej całości, to są doskonałą rozrywką dla wszystkich fanów żeglarstwa. Przeniosły mnie w inny świat, świat małego jachtu, z załogą o silnych charakterach, która poznaje nowe miejsca. Bardzo miło było im towarzyszyć w tej wyprawie. 


Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: Kapitan kuk
Autor: Krzysztof Baranowski
Wydawnictwo: ISKRY
Seria: Seria kieszonkowa
Data wydania: 1973
ISBN: –
Liczba stron: 249

 

2 komentarze

  1. Naćpana Książkami pisze:

    Niestety, ale to nie moja bajka. Tym razem odpusczam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *