Bezsenność w czasie karnawału | J. Głowacki

Bezsenność w czasie karnawału | J. Głowacki

Bezsenność w czasie karnawału

Każda nieprzeczytana książka obiecuje wiele, albo też może sami sobie coś tam wyobrażamy. Na przykład po ostatniej książce Głowackiego na pewno spodziewałam się dużo. Możliwe, że przez swoje wysokie oczekiwania odrobinę się na niej nawet zawiodłam, ale nie bardziej niż zawodzi życie, gdy coś się kończy za wcześnie. Bo z książką Bezsenność w czasie karnawału historia jest o tyle skomplikowana, że autor zmarł w trakcie jej pisania. Za wcześnie i to nie tylko w obliczu nieskończonej książki. I nie ma za bardzo o co i do kogo mieć pretensji… 

Głowacki był twórcą specyficznym. Komentującym to, co dzieje się dookoła na swój własny, bezpośredni sposób. W Bezsenności w czasie karnawału również komentuje rzeczywistość, między innymi, bo czasami wspomina też to, co działo się kiedyś, np. za PRL, czy też w czasach swojej emigracji w Stanach.

Anegdoty przeplecione z zamyśleniem

Książka jest pełna zabawnych anegdot, ale jednocześnie mocno nastrojowa i dająca do myślenia. Czuć w niej znużenie życiem, ale jednocześnie czuć też ożywcze powiewy przychodzące wraz z różnymi wspomnieniami hulaszczego i wesołego życia, które Głowacki prowadził. 

Bezsenność… zaczyna się dość neutralnie, od tytułowej bezsenności, która wygania go na spacery nawet w śnieżyce. Podczas tych przechadzek kontempluje życie, świat i innych ludzi. Dopiero w pewnym momencie schodzi na grubsze tematy, a zaczyna się od pogrzebów znajomych. Zupełnie niedługo później książka się kończy, a ostatni rozdział pisze już jego córka.

Chciałabym myśleć, że pisząc tę książkę czuł, co go niebawem czeka, ale jednak sądził, że jednak  zostało mu więcej czasu. I że pisał ją właśnie, żeby w pewien sposób nastawić się na nieuniknione, uporządkować myśli, powspominać pisemnie szalone czasy, zostawić jeszcze jedną rzecz po sobie. W pewien sposób mu się to udało. 

Felietony są super, ale…

Z felietonami mam pewien problem. Uwielbiam je, ale zbyt szybko się moim zdaniem dezaktualizują. Autor nawiązuje do wydarzeń politycznych sprzed kilku lat, a ja muszę się wysilić, żeby przypomnieć do czego konkretnie. O ile na przykład temat imigrantów, który Głowacki komentuje jest ponadczasowy, to sugestie dotyczące suwerena już są mniej zrozumiałe i nie dla wszystkich. 

Natomiast anegdoty, wspomnienia z wesołego życia, czy też dobrze opisane historie innych zawsze miło poczytać. Moja ulubiona historia to ta o starej sprzedawczyni róż, która sikała na stojąco (bo kto by się kucaniem przejmował) i opowiadała koleje swojego życia każdemu, kto chciał słuchać. A na koniec okazało się, że to wszystko i tak o kant dupy potłuc, ale przynajmniej dobrze się czytało.

Ale nie skandalizujące anegdotki są według mnie najważniejsze w tej książce. Warto po nią sięgnąć, bo to jest niepodważalne świadectwo tego, że wszystko się kończy. I że jest jedna wspólna rzecz dla nas wszystkich, a jest nią Kostucha przychodząca w niespodziewanym momencie i warto jak najlepiej wykorzystać dany nam czas.

Dzień dobry. Wszyscy umrzemy. 


Zobacz także: Z głowy [cytaty]


Tytuł recenzji: Dzień dobry, wszyscy umrzemy
Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: Bezsenność w czasie karnawału
Autor: Janusz Głowacki
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2018
ISBN: 9788328050327
Liczba stron: 160

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *