Dziesięć tańczących kobiet | J. Marczyński

Dziesięć tańczących kobiet | J. Marczyński

Dziesięć tańczących kobiet

Po tytule Dziesięć Tańczących Kobiet sądziłam, że znajdę w tej książce inspirujące opowieści o kobietach, które kochały taniec. Myślałam też, że skoro bohaterkami są kobiety, to czytając będę się z nimi mogła choć trochę utożsamić. Niestety autor miał inny zamysł.

Dziesięć tańczących kobiet napisana przez Jacka Marczyńskiego, to raczej książka historyczna. Opisane są w niej kobiety, które zmieniły podejścia do tańca, wprowadziły jakiś przełom i wpłynęły na obecny kształt tej sztuki. Nie ma tu zbyt wielu emocji, historii z ich życia, uczuć, czy problemów, z którymi się zmagały. Tylko tyle, ile wymaga minimum i takie, które bezpośrednio wpływały na ich twórczość.

Jest za to mnóstwo informacji: dat, nazwisk, tytułów spektakli i sztuk oraz wielu innych ciekawostek. Jedną z takich zaskakujących informacji była ta, że właściwie twórczynią baletu angielskiego była Polka, Maria Rambert. Zaskoczyło mnie też to, że niektóre z bohaterek tańczyły na scenie aż do później starości. To akurat jest wspaniała nowina, bo choć ja się na scenę nie wybieram, to miło wiedzieć, że starość nie jest żadnym ograniczeniem.

Jest też kilka historii o łagodnie mówiąc niedelikatnych zachowaniach i egoizmie niektórych tancerek. Jedna z nich potrafiła tak pociągnąć za włosy ucznia tak mocno, że wyrwała mu kępkę włosów. Tłumaczyła później, że zrobiła to z wściekłości na siebie. Olaboga… 😉 Inna poprawiając kostium sceniczny niechcący przypięła go szpilkami bezpośrednio do ciała tancerza, on ponoć nie protestował.

Zaskoczyło mnie też to, że właściwie balet był ważny dla większości bohaterek, ale był tylko początkiem drogi i ostatecznie to nie jest książka o balecie. To książka o tańcu, klasycznego baletu jest w niej stosunkowo niewiele, ponieważ większość opisanych kobiet zdecydowanie wyewoluowała poza ramy klasyki.

Kobiety z przełomu wieków

Ubolewam nad tym, że ta książka jest właściwie tylko wielkim zachwytem nad tym, co im się udało osiągnąć. Nie neguję pomysłu, cieszę się, że powstało takie opracowanie, bo uważam, że należy propagować wiedzę o kobietach, które na przełomie wieków (XIX i XX) postawiły na swoim i stworzyły coś swojego, nowego. Gdyby jednak odrobinę rozszerzyć te historie i dodać ludzką twarz tym kobietom, emocje, problemy, byłoby znacznie lepiej i teksty byłyby bardziej uniwersalne, więcej czytelników mogłoby czerpać z nich przyjemność. 

Dziesięć tańczących kobiet

I zawartość o wiele lepiej pasowałyby do tytułu, bo skoro już o nim, to muszę też przyznać, że jest dość niechlujny, jak na ciężar gatunkowy opowieści. Zwrot Dziesięć tańczących kobiet większości ludzi nie za wiele mówi. Na całe szczęście na okładce znajdują się także ich nazwiska. To daje już jakiś pogląd, co w niej znajdziemy. 

Krótki wstęp do historii tańca współczesnego

Trudno powiedzieć, czy ta książka mi się podobała. Z jednej strony na pewno tak, bo przybliżyła mi kobiety, które potrafiły walczyć o swoje w tańcu w czasach, kiedy wciąż miały stosunkowo niewiele możliwości. Z drugiej strony była przeładowana nazwiskami i tytułami. 

Za każdym razem, gdy docierałam do jakiegoś fragmentu, który był takim wyliczeniem zastanawiałam się nad tym, kto to zapamięta? Dla kogo Marczyński to skompilował? Nie przeczę, autor ma dużą wiedzę i na pewno włożył sporo wysiłku w napisanie tej książki. Już choćby to, że każdą historię skrócił do kilku stron, jest wielkim osiągnięciem, ale czy to właśnie o to powinno chodzić?

Podsumowując, można, ale nie trzeba. Jeśli ktoś lubi orientować się kto, kiedy i co zrobił, to Dziesięć tańczących kobiet może stanowić świetne wprowadzenie. Jeśli jednak szukacie inspiracji ludzkiej, no to niestety, tu raczej tego nie znajdziecie. 


Przeczytaj także: Wytańczyć marzenia | Mój balet


Subiektywna ocena: 7/10
Tytuł: Dziesięć Tańczących Kobiet
Cykl: Biblioteka Teatru Wielkiego Opery Narodowej (tom 2)
Autor: Jacek Marczyński
Data wydania: 2016
Wydawnictwo: Axis Mundi
ISBN: 9788364980237
Liczba stron: 215