Możesz uzdrowić swoje życie | L.L. Hay

Możesz uzdrowić swoje życie | L.L. Hay

Możesz uzdrowić swoje życie

Czy to prawda, że sam/a możesz uzdrowić swoje życie? Zapewne każdy chciałby uwierzyć w to, że jeśli tylko będzie odpowiednio myślał, to wszystko zrobi się samo; że samo pozytywne nastawienie i otwarcie na nieograniczone możliwości, które daje wszechświat uczyni nas zdrowymi i bogatymi, a każdy dzień będzie sukcesem.

Ja też bym tak chciała, niestety życia nie da się tak uprościć, choć Luoise L. Hay w swojej książce Możesz uzdrowić swoje życie przekonuje, że jednak się da. Wystarczy znaleźć w sobie miłość, zrozumienie, akceptację, pozbyć się złości, nerwów, utajonych żalów, lęku i wszystko naprawi się samo. Brzmi prosto, prawda? 😉

Niestety, wbrew temu, jak to widzi autorka, to nie jest proste. Czy też raczej, jak to ktoś powiedział o programowaniu: to jest proste, ale nie jest łatwe. Zmiana swojego nastawienia, wyrobienie nawyku pozytywnego myślenia, to praca wymagająca samozaparcia, ale przede wszystkim niezachwianej potrzeby i chęci do przewartościowania swojego dotychczasowego życia. Niewielu ludzi stać na taką mobilizację, na stanięcie twarzą w twarz ze swoimi lękami i przeszłością, o której wolelibyśmy zapomnieć. 

A w ogóle, to spora część ludzi uważa, że praca nad sobą jest zbyteczna, i że “to wszystko” to jakieś banialuki. Prawda jak zawsze leży gdzieś pośrodku. Pisała zresztą o tym niedawno Janiszewska w swoim reportażu pt. Ja nie leczę, ja uzdrawiam (tu moja recenzja).

Co więcej, takie zmiany to proces ciągły, który nigdy się nie skończy. Już samo to może zniechęcić do tego typu eksperymentów na własnym życiu. Jeszcze inna rzecz to kwestia skuteczności działań autosugestywnych. Zdecydowanym błędem byłoby przekonanie, że samym dobrym nastawieniem można na przykład wyleczyć raka, jak na swoim przykładzie pokazuje autorka. Oczywiście, wiara w uzdrowienie i intensywna praca nad sobą może bardzo pomóc, ale wielkim ryzykiem byłoby rezygnowanie z tradycyjnych terapii.

Co nam chce przekazać autorka?

Książka składa się z czterech części: wprowadzenia, sesji z Louisą, jak wprowadzić te idee w życie oraz ostatniej, która jest krótką autobiografią autorki, jej świadectwem, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko pokochamy siebie i świat.

Wprowadzenie, to krótkie wyjaśnienie przekonań autorki. Hay wyjaśnia w nim, że wierzy w reinkarnację i w to, że każde wcielenie ma na celu nasz rozwój duchowy w konkretnym kierunku. Pisze też o tym, że na nasze zachowanie dzisiaj zasadniczy wpływ ma dzieciństwo oraz opowiada o cudownym oddziaływaniu przebaczenia.

Hay pisze, że to wzorce myślowe są odpowiedzialne za nasze życie. To my sami, poprzez swoje zachowanie przyciągamy to, co nas spotyka. Jesteśmy zezłoszczeni na świat? Świat jest zezłoszczony na nas. Kochamy świat? Świat kocha nas. Autorka to upraszcza, ja to upraszczam, ale jednak coś w tym jest i akurat te teorie są w pewien sposób interesujące.

Powinienem czy mógłbym?

Druga część, to próba pokierowania czytelnikiem tak, żeby sam odnalazł przyczyny swoich problemów. Hay zadaje pytania oraz czasem, w celu lepszej wizualizacji, powołuje się na przykłady z życia swojego lub swoich pacjentów.

Są tu ćwiczenia do wykonywania, afirmacje i trochę ciekawych wyjaśnień. Na przykład pisze o znaczeniu słowa powinienem. Hay tłumaczy, że ma ono w sobie lekko negatywną konotację i sugeruje, że “coś jest nie w porządku”. Jeśli mówimy sobie, że coś powinienem, to sami sobie wyrzucamy, że tego nie robimy, choć  p o w i n n i ś m y. Proponuje zastępowanie go słowem “mógłbym”.

Ten i wiele innych fragmentów dotyka jakże ważnego aspektu naszego życia, z którym każdy z nas się zmaga – autoakceptacji, samokrytycyzmu, nastawienia do swoich błędów oraz pułapek perfekcjonizmu. Autorka wymienia różne sytuacje i problemy (np. otyłość, nałogi, choroby ciała, słabe zarobki, zła praca, kiepskie związki itp) oraz wyjaśnia, jakie mogą być ich przyczyny.

W części trzeciej są konkretne porady i ćwiczenia, które pozwolą rozpocząć przygodę z pracą nad sobą, w celu zmiany negatywnego nastawienia i pokochania siebie. Są tu rozwijające ustalenia z poprzednich rozdziałów, przykłady, afirmacje oraz obszerna część dotycząca chorób ciała i ich powiązań z konkretnymi problemami duchowymi.

Dowiadujemy się z niej, które bóle i choroby autorka łączy z poszczególnymi problemami w życiu, np. które wynikają z długotrwałych negatywnych emocji, które nie miały ujścia, autoagresji czy złości na innych ludzi. Na końcu znajduje się także alfabetyczna lista części ciała, chorób i ich przyczyn połączonych z afirmacjami.

Czwarta część to krótki opis dramatycznego życia autorki. Faktycznie, nie miała łatwo. 

Warto, zachowaj jednak ostrożność

W ostatnich latach można było zauważyć wysyp wszelkiej maści coachów i trenerów personalnych, którzy uczyli jak żyć, żeby szczęście i pieniądze przychodziły bez większego wysiłku. Louise Hay właściwie można nazwać ich pierwowzorem. Napisała tę książkę w 1984 roku, a więc na długo przed aktualną modą. W Polsce została wydana w 1992 roku i o ile dobrze pamiętam, to był pierwszy pik mody na New Age. 

Choć “kołczing” wciąż jest popularny, to widać już także zniechęcenie natarczywymi naleganiami na zmianę siebie, a “wszystko będzie możliwe”. Wielu ludzi zachłysnęło się obietnicami bez pokrycia, a następnie zniechęciło, bo zabrakło długofalowych efektów. A zabrakło ich ponieważ na “sukces” także w zmienianiu swojego podejścia, składają się te elementy, o których pisałam wyżej, czyli: samozaparcie, chęć zmiany, wytrwałość oraz odwaga. 

Nadal jednak język tego typu “trenerów” jest dla ludzi atrakcyjny. Któż nie chciałby samą myślą czynić cudów? Niestety Hay w swojej książce także go używa. Cała książka tchnie uduchowieniem i przekonaniem “jeśli chcesz to możesz”. Niestety za nim kryje się druga, ciemna strona… Bo czy jeśli chcę, ale mi się nie udaje, to znaczy, że za mało chcę i skoro tak prosta rzecz mi nie wychodzi to znaczy, że jestem do niczego? Wtedy następuje zniechęcenie i odrzucenie jakichkolwiek założeń, pomimo tego, że większość z nich miałaby dobroczynny wpływ na jakość życia i poziom szczęścia. Pod warunkiem, że nie weźmiemy słów w tej książce dosłownie.

Styl może zniechęcać

Niestety poziom natchnienia, cudowności i górnolotności może nie być przystępny dla większości ludzi, którzy twardo stąpają po ziemi. Ja też generalnie jestem osobą, która bardzo ostrożnie podchodzi do wszelkich stwierdzeń typu “możesz uzdrowić swoje życie sam”. Albo: “tylko ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie”. Wolę konkrety i spokojny ton od hiperemocjonalnych zagrań, które wprawdzie dają pozytywny efekt, ale tylko krótkotrwale.

Tę książkę poleciła mi koleżanka, którą bardzo szanuję i podziwiam, i właściwie tylko dlatego po nią sięgnęłam. Nie zawiodłam się, natomiast nie zrobiła też na mnie większego wrażenia. Może przez ten natchniony styl. A może dlatego, że sporą część z tych ćwiczeń przerobiłam już dawno temu i niewiele informacji było dla mnie nowością. (Od czasu do czasu warto je powtarzać.)

Nie ze wszystkim w tej książce się zgadzam, niektóre stwierdzenia wzięte zbyt dosłownie mogą spowodować krzywdę. Zauważyłam też kilka nieścisłości. Autorka w dwóch miejscach pisze o tej samej rzeczy, ale zupełnie inaczej, jakby uważała, że właściwie to wszystko mniej więcej i tak do siebie pasuje. Psuje to wrażenie profesjonalizmu, no i rzutuje na rzetelność całości. I to niestety dość mocno.

Mimo tego uważam, że książka jest wartościowa. Otworzenie się na pozytywne myślenie, czy próba poradzenia sobie z demonami przeszłości będzie miała zdecydowanie pozytywny wpływ na jakość naszego życia. Już sam spokój, nie odczuwanie złości i próba wyjaśnienia mechanizmów, które ją powodują, może tylko nam pomóc. Więc czy możesz uzdrowić swoje życie? Na pewno możesz sobie w tym pomóc.

Najważniejsze myśli do zapamiętania:

Tak wielu ludzi pragnie bogactwa, a nie potrafi przyjąć pochwały.

Mam głębokie poczucie spełnienia dzięki WSZYSTKIEMU co robię. 

Nasz system przekonań kształtuje się we wczesnym dzieciństwie, a potem idziemy przez życie tworząc doświadczenia tak, by do nich pasowały.

Nie o to chodzi, co się dzieje, lecz o to, jak my reagujemy na te wydarzenia.

Jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za wszystko, co nas w życiu spotyka.


Może Cię także zainteresować: Efekt piaskownicy


Subiektywna ocena: 6/10
Tytuł: Możesz uzdrowić swoje życie
Tytuł oryginału: You Can Heal Your Life
Autor: Louise L. Hay
Tłumaczenie: Teresa Kruszewska, Paulina Remiszewska – Drążkiewicz
Wydawnictwo: Medium
Data wydania polskiego: 1992 
Data wydania oryginału: 1984
ISBN: 8385312072
Liczba stron: 236

 

10 komentarzy

  1. Aleksandra pisze:

    Ja jakoś nie mam cierpliwości do samopomocowych książek i już dawno do żadnej nie zajrzałam. Jeśli komuś pomagają to super, ale trzeba do nich podchodzić z dużą dozą ostrożności. Kiedy ktoś próbuję przedstawiać receptę na życie, to od razu robię się bardzo podejrzliwa i nieufna. W większości autorzy takich książek pomagają głównie sobie – w zarabianiu pieniędzy.
    A propos „Jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za wszystko, co nas w życiu spotyka.” Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem i może one być niebezpieczne dla dobrostanu psychicznego. W oczywisty sposób nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkich czynników jakie wpływają na nas i nasze życie, przez co nie możemy ponosić odpowiedzialności za wszystko, co nas spotyka. Środowisko społeczne, polityczne, kulturowe, a nawet geograficzne położenie mają ogromny wpływ na nasze życie i wpływ ten możemy kontrolować jedynie częściowo. Takie stwierdzenia o absolutyzmie indywidualnej odpowiedzialności przynoszą więcej szkody niż pożytku. Ludzie zaczynają się obwiniać o rzeczy, na które nie mają wpływu. To nie jest dobra rada.

    • PrzeCzytana pisze:

      Mam dokładnie to samo, nieufność i ostrożność na maxa. Tę książkę poleciła mi jednak koleżanka, więc stwierdziłam, że co tam, raz na parę lat mogę przeczytać.

      Natomiast odnośnie tego „jesteśmy w 100% odpowiedzialni za wszystko co nas w życiu spotyka” to oczywiście zgadzam się z Tobą, że nie mamy kompletnie wpływu na niektóre zdarzenia takie jak rodzina, miejsce urodzenia, polityka itp. Natomiast jest to tylko pewien skrót myślowy, a przynajmniej ja go tak odbieram. Owszem, na wydarzenia nie mamy wpływu, za to mamy stu procentowy wpływ na to, w jaki sposób do nich się odniesiemy, jak je odbierzemy, co z nich wyciągniemy i tylko na takiej zasadzie mogę się zgodzić z autorką, że jesteśmy odpowiedzialni za „wszystko, co nas w życiu spotyka”. Bo podejście do tego, co nas spotyka, kształtuje nasze późniejsze zachowanie, a nasze zachowanie kształtuje inne rzeczy, itd. I tak to widzę ja 🙂

      • Aleksandra pisze:

        Rozumiem Twoją interpretację tej zasady, ale takie przeformułowanie tworzy z niej zupełnie inną zasadę, czyli „Nie o to chodzi, co się dzieje, lecz o to, jak my reagujemy na te wydarzenia” 😉 Myślę, że niepotrzebnie usprawiedliwiasz w tym miejscu autorkę. Jeśli ktoś profesjonalnie zajmuje się tworzeniem książek samopomocowych, poradników z zakresu psychologii, to musi zawieszać wysoko poprzeczkę i nie dawać lekkomyślnych porad, których implikacje są zwyczajnie toksyczne dla odbiorcy. Wygłaszanie takich tez jest niezgodne z wiedzą i praktyką psychologiczną i chyba to mnie wkurza najbardziej. Autorzy poradników często rzucają słowa na papier, jakby żadne zasady ich nie obowiązywały i naciągają ludzi nie wiele dając w zamian.
        Twórców tego typu powinien obowiązywać znacznie wyższy standard.

        • PrzeCzytana pisze:

          No tak, to wszystko prawda. Niestety żadne nie standardy obowiązują, kto lepiej przekonuje, ten ma lepiej… A do tego ta akurat książka ma już ponad 30 lat, więc w ogóle pochodzi z czasów, kiedy ludzie się jeszcze niewiele nad tym zastanawiali i w ogóle mało standardów było. Z drugiej też strony, nie ma co ludzi traktować jak debili. Podstawowymi zasadami, jakimi powinniśmy się w życiu kierować to podejrzliwość i krytycyzm. Jeśli ktoś ich nie ma, jak najszybciej powinien się nauczyć, nawet jeśli będzie to dla niego bolesne 😛 W przeciwnym wypadku możemy wychować ludzi społecznie nieprzystosowanych. PS Ja ogólnie jestem mało wyrozumiała dla innych ludzi, szczególnie dla tych, którzy z własnej woli nie używają swojego mózgu ;P 🙂 🙂

          • Aleksandra pisze:

            Co do standardów w zarabianiu pieniędzy na ludzkich kompleksach i niepewności, to nie wiele się nie zmieniło przez wiele dekad. A z zasady nie traktuję ludzi z góry, jako mniej kompetentnych, mniej inteligentnych itp. W branży poradnikowej sprawa wygląda nieco inaczej. Autorzy używają swojego autorytetu, żeby sprzedawać bajki, w najlepszym razie, a w najgorszym, toksyczne „porady”. Nadużywanie autorytetu i zaufania społecznego zawsze będzie mnie denerwować, zwłaszcza w psychologii, bo jest bliska memu sercu. 🙂 I oczywiście również polecam używanie dużych dawek sceptycyzmu w życiu, żeby nie dać się wpuścić w maliny. Niestety czasem jesteśmy zwyczajnie bezradni, nawet jeśli staramy się być ostrożni. 🙂

  2. Aleksandra pisze:

    Ja jakoś nie mam cierpliwości do samopomocowych książek i już dawno do żadnej nie zajrzałam. Jeśli komuś pomagają to super, ale trzeba do nich podchodzić z dużą dozą ostrożności. Kiedy ktoś próbuję przedstawiać receptę na życie, to od razu robię się bardzo podejrzliwa i nieufna. W większości autorzy takich książek pomagają głównie sobie – w zarabianiu pieniędzy.
    A propos „Jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za wszystko, co nas w życiu spotyka.” Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem i może one być niebezpieczne dla dobrostanu psychicznego. W oczywisty sposób nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkich czynników jakie wpływają na nas i nasze życie, przez co nie możemy ponosić odpowiedzialności za wszystko, co nas spotyka. Środowisko społeczne, polityczne, kulturowe, a nawet geograficzne położenie mają ogromny wpływ na nasze życie i wpływ ten możemy kontrolować jedynie częściowo. Takie stwierdzenia o absolutyzmie indywidualnej odpowiedzialności przynoszą więcej szkody niż pożytku. Ludzie zaczynają się obwiniać o rzeczy, na które nie mają wpływu. To nie jest dobra rada.

    • PrzeCzytana pisze:

      Mam dokładnie to samo, nieufność i ostrożność na maxa. Tę książkę poleciła mi jednak koleżanka, więc stwierdziłam, że co tam, raz na parę lat mogę przeczytać.

      Natomiast odnośnie tego „jesteśmy w 100% odpowiedzialni za wszystko co nas w życiu spotyka” to oczywiście zgadzam się z Tobą, że nie mamy kompletnie wpływu na niektóre zdarzenia takie jak rodzina, miejsce urodzenia, polityka itp. Natomiast jest to tylko pewien skrót myślowy, a przynajmniej ja go tak odbieram. Owszem, na wydarzenia nie mamy wpływu, za to mamy stu procentowy wpływ na to, w jaki sposób do nich się odniesiemy, jak je odbierzemy, co z nich wyciągniemy i tylko na takiej zasadzie mogę się zgodzić z autorką, że jesteśmy odpowiedzialni za „wszystko, co nas w życiu spotyka”. Bo podejście do tego, co nas spotyka, kształtuje nasze późniejsze zachowanie, a nasze zachowanie kształtuje inne rzeczy, itd. I tak to widzę ja 🙂

      • Aleksandra pisze:

        Rozumiem Twoją interpretację tej zasady, ale takie przeformułowanie tworzy z niej zupełnie inną zasadę, czyli „Nie o to chodzi, co się dzieje, lecz o to, jak my reagujemy na te wydarzenia” 😉 Myślę, że niepotrzebnie usprawiedliwiasz w tym miejscu autorkę. Jeśli ktoś profesjonalnie zajmuje się tworzeniem książek samopomocowych, poradników z zakresu psychologii, to musi zawieszać wysoko poprzeczkę i nie dawać lekkomyślnych porad, których implikacje są zwyczajnie toksyczne dla odbiorcy. Wygłaszanie takich tez jest niezgodne z wiedzą i praktyką psychologiczną i chyba to mnie wkurza najbardziej. Autorzy poradników często rzucają słowa na papier, jakby żadne zasady ich nie obowiązywały i naciągają ludzi nie wiele dając w zamian.
        Twórców tego typu powinien obowiązywać znacznie wyższy standard.

        • PrzeCzytana pisze:

          No tak, to wszystko prawda. Niestety żadne nie standardy obowiązują, kto lepiej przekonuje, ten ma lepiej… A do tego ta akurat książka ma już ponad 30 lat, więc w ogóle pochodzi z czasów, kiedy ludzie się jeszcze niewiele nad tym zastanawiali i w ogóle mało standardów było. Z drugiej też strony, nie ma co ludzi traktować jak debili. Podstawowymi zasadami, jakimi powinniśmy się w życiu kierować to podejrzliwość i krytycyzm. Jeśli ktoś ich nie ma, jak najszybciej powinien się nauczyć, nawet jeśli będzie to dla niego bolesne 😛 W przeciwnym wypadku możemy wychować ludzi społecznie nieprzystosowanych. PS Ja ogólnie jestem mało wyrozumiała dla innych ludzi, szczególnie dla tych, którzy z własnej woli nie używają swojego mózgu ;P 🙂 🙂

          • Aleksandra pisze:

            Co do standardów w zarabianiu pieniędzy na ludzkich kompleksach i niepewności, to nie wiele się nie zmieniło przez wiele dekad. A z zasady nie traktuję ludzi z góry, jako mniej kompetentnych, mniej inteligentnych itp. W branży poradnikowej sprawa wygląda nieco inaczej. Autorzy używają swojego autorytetu, żeby sprzedawać bajki, w najlepszym razie, a w najgorszym, toksyczne „porady”. Nadużywanie autorytetu i zaufania społecznego zawsze będzie mnie denerwować, zwłaszcza w psychologii, bo jest bliska memu sercu. 🙂 I oczywiście również polecam używanie dużych dawek sceptycyzmu w życiu, żeby nie dać się wpuścić w maliny. Niestety czasem jesteśmy zwyczajnie bezradni, nawet jeśli staramy się być ostrożni. 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.