Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem | J. Bodor

Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem | J. Bodor

Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem

Książkę pt. Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem kupiłam oczami. Pomyślałam, że dla samej okładki warto ją mieć. Tym bardziej, że znalazłam ją za niecałe 10 zł na jednej z modnych ostatnio wyprzedaży dyskontowych. Już po pierwszych stronach wiedziałam, że zawartość dorówna okładce. To był świetny zakup!

Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem jest autobiografią rumuńskiej baletnicy Johanny Bodor, w której opisuje  pierwsze dwadzieścia lat swojego życia w Rumunii. Urodziła się w latach ‘60 w inteligenckiej rodzinie. Jest to o tyle ważne, że podobnie jak w Polsce od 1945 roku aż do 1989 panował tam komunizm, który wyjątkowo nie lubił inteligentów, i w ogóle wszystkich obywateli traktował wyłącznie jak owce do strzyżenia. Znamy to w Polsce z autopsji; nawet rok upadku systemu jest ten sam…

Życie a komunizm

W 1965 władzę w Rumunii przejął Nicolae Ceaușescu. Jego dyktatura była wyjątkowo surowa – społeczeństwo było kontrolowane na każdym kroku. Właśnie w takich realiach przyszło dorastać małej Johannie, która oprócz wysokich wymagań w szkole baletowej musiała się także zmagać z okrutną rzeczywistością. Bieda, głód, brak gazu, prądu i wielu innych niezbędnych do życia artykułów, a do tego wszechobecna kontrola. Za brak podporządkowania do wymagań reżimu groziły poważne problemy.

Ojciec tancerki był pisarzem, nieprzychylnie nastawionym do dyktatury, przez co przebywanie w Rumunii stawało się dla nich coraz bardziej niebezpieczne. Z tego powodu rodzina tancerki postanawia uciec na Węgry. Johanna z miłości do rodziców zdecydowała się na poświęcenie się i obiecała pomoc w ucieczce. Nie było to łatwe, ponieważ chcieli zrobić to zgodnie z obowiązującym prawem, które bardzo niechętnie wypuszczało swoich obywateli. Jedynym wyjściem z tej sytuacji był ustawiony ślub z Węgrem. Dzięki niemu Johanna zdobywała obywatelstwo Węgierskie, oraz możliwość legalizacji pobytu rodziców poza granicami Rumunii.

Trauma do końca życia

W tych kilku zdaniach plan wygląda dość prosto, niestety realizacja wymagała kilku lat przygotowań i okazała się niezwykle karkołomna i stresująca. W międzyczasie sytuacja się zmieniła i w efekcie nastoletnia już wtedy baletnica musiała sobie radzić ze wszystkim zupełnie sama. Mimo to udało się jej skończyć szkołę baletową, zdobyć dyplom, ale też stracić miłość swojego życia oraz zupełnie się pogubić w tym, kim naprawdę jest.

Wszystkie dobre chwile były przeplecione złymi – nie tylko z powodu reżimu, ale także z powodu jej złych decyzji i wyborów. Johanna niezbyt siebie w tej książce oszczędza. Popełniła wiele błędów; ufała ludziom, którzy ją wykorzystywali i za to wszystko musiała w ten czy w inny sposób zapłacić.

Z perspektywy kilkudziesięciu lat opisuje tamte wydarzenia z niesamowitym spokojem. Mam jednak przeczucie, że ta trauma zostanie z nią do końca życia. Podziwiam, że nie oszalała od ciągłego psychicznego obciążenia i udawania kogoś, kim nie była. Nawet w domu nie mogła zdjąć maski, ponieważ wszystko było na podsłuchu.

Potocznie, ale prawdziwie

Wspomnienia Johanny przetłumaczono całkiem nieźle. Napisane są dość prostym i zrozumiałym językiem, momentami nawet potocznym. Jednak w tym przypadku jest to tylko zaleta. Dodaje realizmu opowiadanym historiom i całej postaci. Czytając niektóre momenty miałam ciarki – niektóre historie mną wręcz wstrząsnęły. Na koniec było mi niezwykle smutno, że właśnie tak potoczyło się jej życie.

Czy można wymagać od dziecka heroizmu?

W blurbie na okładce wydawca zadaje 3 pytania: “Czy w imię lepszej przyszłości rodzice mogą opuścić własne dziecko? Czy od kogokolwiek można domagać się heroizmu? Ile jesteśmy winni tym, którym zawdzięczamy życie?”

Te pytania sugerują negatywną ocenę rodziców, dla których Johanna poświęciła bardzo wiele. Ja jednak nie chcę tu w żaden sposób oceniać ich sytuacji. Wolę, żeby ta książka była tylko opowieścią o miłości do baletu, uporze i wytrwałości oraz świadectwem tego, jak okrutny dla ludzi jest komunizm i jak ten system zmienia postępowanie jednostek.

Jedyny żal mam tylko o to, że spodziewałam się więcej opowieści o tańcu i ćwiczeniach. Niestety proporcje tematów: balet vs życie w ustroju totalitarnym to 30/70. Nie mogę jednak powiedzieć, że to źle – gdyby jednak było nieco więcej o tańcu, książka byłaby jeszcze lepsza.


Czytaj także: Mój balet | Niżyński. Bóg tańca


Subiektywna ocena: 9/10
Tytuł: Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem
Tytuł oryginału: Nem baj, majd megertem
Autor: Johanna Bodor
Tłumaczenie: Irena Makarewicz
Wydawnictwo: Świat książki
Data wydania polskiego: 2016 (Wyd. oryginalne: 2014)
ISBN: 978-83-8031-054-4
Liczba stron: 296

 

4 komentarze

  1. Paula pisze:

    zachęcająca recenzja jak i sama okładka 🙂

  2. […] węgierska baletnica, której autobiografię czytałam (Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem – tu recenzja). Ona również rozpoczynała naukę baletu w czasach komunizmu, tylko w innym reżimie. Jak bardzo […]

  3. […] węgierska baletnica, której autobiografię czytałam (Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem – tu recenzja). Ona również rozpoczynała naukę baletu w czasach komunizmu, tylko w innym reżimie. Jak bardzo […]

Możliwość komentowania została wyłączona.