Rącze konie | C. McCarthy

Rącze konie | C. McCarthy

Rącze konie. Recenzja

Ten, kto napisał na okładce książki, że jest to “jedna z najwspanialszych powieści wszech czasów”, zdecydowanie nadużył znaczenia słowa najwspanialsza. Czytałam wiele znacznie lepszych książek, niż Rącze Konie Cormaca McCarthy’ego.

Stary, dobry (?) western

Opowieść osadzona jest na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Meksyku, a jej głównym bohaterem jest szesnastoletni John Grady Cole, który uwielbia życie i pracę na farmie. Niestety po śmierci jego dziadka, farma na której mieszkał zostaje sprzedana. Jemu nie pozostaje nic innego jak uciec z domu do Meksyku i nająć się jako pracownik w jednym z tamtejszych gospodarstw. W jego poczynaniach towarzyszy mu jego najlepszy przyjaciel, rok starszy Rawlins. Po drodze spotykają jeszcze jednego, młodszego od nich tajemniczego chłopaka, który przez splot dziwnych okoliczności sprawia, że John i jego przyjaciel pakują się w duże kłopoty, które w dalszej części książki spowodują dla wszystkich różne, niezbyt przyjemne, czasem skrajne sytuacje.

Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli napiszę, że w zasadzie fabułę można zamknąć w dwóch zdaniach. Otóż młody chłopak urywa się od rodziców, żeby spróbować samodzielnego życia, ale gubi go naiwność. Na dodatek zakochuje się, po czym zostaje odtrącony, więc obraża się na świat i odjeżdża na swoim koniu w siną dal, w stronę zachodzącego słońca. I to wszystko przy dźwiękach kowbojskiej muzyki.

Western rządzi się swoimi prawami

Początek tej książki jest kiepski. Wielokrotnie złożone zdania, złożone z natchnionych frazesów, które są obecne właściwie wszędzie, prawie natychmiast upewniły mnie, że mam do czynienia z grafomanią. Musiałam się mocno przekonywać do czytania dalej. Najsilniejszy był argument, że przecież autor dostał nagrodę za tę książkę. Ktoś, kto mu ją przyznał, nie może się mylić aż tak bardzo. Coś w niej musi być..

I faktycznie, później styl się zdecydowanie poprawia. W pewnym momencie lektura nawet zaczęła sprawiać mi przyjemność. Niestety przyjemność skończyła się w momencie, w którym autor wprowadził wątek miłosny. Robi to na tyle nieudolnie, że cały budowany klimat po prostu się zapada. Ja rozumiem, że to książka napisana w 1992 roku. Takie przygody były wtedy modne. Czytałam przynajmniej jedną, inną książkę, która była westernem, też miała silny wątek miłosny i była o wiele lepsza niż Rącze konie.  

Rącze konie. Recenzja

No jakoś nie

Ogólnie nie kupuję tej historii. Jest zbyt prosta. Co prawda życie potrafi się tak ułożyć, że mały szczegół powoduje dalekosiężne efekty. Jak mały kamyk powoduje lawinę, a jednak w tej książce autor lekko przesadził. Wyszło kompletnie nienaturalnie. Do tego nie wiem dlaczego wydawcy książki postanowili zirytować czytelników przypisami. W tej książce jest sporo dialogów pisanych po hiszpańsku i rozumiem to, dodaje klimatu. Natomiast nie rozumiem, dlaczego nie można było połechtać mile lenistwa czytelnika i w przypisach normalnie przetłumaczyć je na każdej stronie. Zamiast tego przypisy kilkukrotnie odsyłają do tłumaczenia w innych miejscach, niejednokrotnie krótszego niż sam przypis. To oczywiście powoduje przerwanie akcji przez wartowanie i szukanie odpowiedniej strony i właściwego słowa.

Rącze konie jest to pierwszy tom trylogii. Nie wiem co jest w pozostałych, wydaje się jednak, że historia Johna i Rawlinsa jest zamknięta. Kolejne części nie będą stanowiły jej rozwinięcia. Niestety, ale raczej już tego nie sprawdzę, żeby się upewnić.

Jedynym plusem tej książki jest to, że czyta się ją bardzo szybko. Powieść może się więc spodobać tym, którzy lubią nieskomplikowane historie, napisane romantycznym językiem, kojarzące się ze starymi westernami. Mnie ta książka jednak nie przekonała.


Może Cię także zainteresować: Pragnienie


Subiektywna ocena: 5/10
Tytuł: Rącze konie
Autor: Cormac McCarthy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data pierwszego wydania: 1992
ISBN: 9788308048481
Liczba stron: 423